Hubertus – święto myśliwych i dian
Zapytałam prawie rok temu znajomego myśliwego, czy mogę któregoś razu przyjechać na Hubertusa do ich koła. Jak nie będziesz oceniać, to pewnie – usłyszałam. Przypomniałam się więc na początku listopada, że nadal jestem chętna i w odpowiedzi usłyszałam to samo zdanie – przyjeżdżaj, ale poznać, a nie krytykować. Bez uprzedzeń i stereotypów pojechałam więc uczcić początek zimowego sezonu myśliwskiego
.
Hubertus to coroczne święto myśliwych obchodzone na początku listopada w okolicy imienin patrona łowiectwa św. Huberta. Wówczas w galowych strojach zjeżdżają się okoliczni myśliwi i diany (kobiety-myśliwe), aby zmierzyć się w polowaniu hubertowskim, podziękować za dary lasu, a po odtrąbieniu pokotu hucznie uczcić rozpoczynający się sezon tańcami, śpiewami i dziczyzną domowej roboty.
1. Polowanie hubertowskie
Polowanie hubertowskie ma pokazać jak będzie wyglądał kolejny sezon myśliwski. Każdy chce więc wypaść jak najlepiej, oddać same skuteczne strzały i zdobyć tytuł króla strzelców. Polowanie rozpoczyna się rano, podobno dla widza jest nudne i głównie się marznie. Po powrocie uczestnicy biorą udział we mszy świętej w intencji myśliwych i przyrody. Muszę przyznać, że biorąc pod uwagę ich uprzednie aktywności, nieco mnie zaskoczył fakt, że można te tematy połączyć w jednej mszy.
Najbardziej jednak zaskoczyło mnie zawołanie myśliwskie “darz bór” oznaczające życzenia pomyślności w polowaniu – “niech Cię las obdarzy”. Jakoś przez wszystkie lata mojego życia byłam pewna, że pisze się “dasz bór” od „daj mi lesie” . Ech, nie trzeba daleko jechać, żeby się dać zadziwić :-)
2. Odtrąbienie pokotu
Odtrąbienie pokotu, czyli złożenie czci zwierzynie, jest chyba najciekawszą częścią Hubertusa. Odbywa się wedle ściśle określonych reguł i nie ma tu mowy o odstąpieniu od tradycji. W pierwszej kolejności na środku placu myśliwi układają kwadrat z gałęzi drzew iglastych i na każdym jego rogu rozpalają ognisko. Na gałęziach kładą zwierzynę, ale zawsze na prawym boku z łbami w stronę lasu (“pożegnanie z knieją”) i w ściśle określonej hierarchii łowieckiej – kombinacja wielkości, płci i rodzaju pożywienia (drapieżniki nad roślinożernymi). Myśliwi nazwaliby tą kolejność: pióro, turzyca, kita, sierść, czyli najpierw leżą ptaki, dalej zające i króliki, potem małe drapieżniki typu lis, dalej sarny, dziki, a na końcu łosie. Takie ułożenie pokotu ma też ułatwiać podsumowanie polowania (wszystkie sztuki są rejestrowane).
Po ułożeniu zwierzyny, przybyli zajmują swoje miejsca według ważności – myśliwi od głowy zwierzyny, goście od zadu, trębacze z lewej, a prowadzący z prawej strony i zaczyna się oficjalne podsumowanie.
Uroczystość rozpoczyna hejnał łowiecki odgrywany na trąbkach. W tym czasie myśliwi oddają hołd kniei i zwierzynie zdejmując czapki. Powaga jak w trakcie hymnu państwowego.
Po sygnale polowanie uznaje się za zakończone i następuje jego podsumowanie. Wybierany jest król strzelców – za największą zdobycz (tym razem był dzik) otrzymuje medal, nagrody i na jego cześć odtrąbiony zostaje przepiękny sygnał łowiecki. Wszyscy biją brawo i pokazują okazałą zdobycz.
Co ciekawe, wybiera się także króla pudlarzy, czyli autora najbardziej spektakularnego spudłowania (za nietrafienie łatwego celu albo zmarnowanie największej ilości naboi). Nieszczęśnik otrzymuje medal z wielką dziurą i sygnał wykonany na samym ustniku. Wszyscy rechoczą. Co za brutalny świat!
W tak rozbawionej atmosferze nie pozostaje już nic innego, jak rozejść się do stołów i rozpocząć biesiadowanie. No, oczywiście można jeszcze zabrać swoje okazy.
4. Biesiadowanie hubertowskie
Muszę przyznać, że tak, jak spodziewałam się galowych strojów i licznych odznaczeń tak zupełnie zaskoczyły mnie rozmiary biesiady, jaką przygotowano na Hubertusa. Ogromne ilości jedzenia, parkiet na sto osób, orkiestra (a raczej zespół weselny), konkursy krajoznawcze dla dzieci, anegdoty, przyśpiewki, toasty z knieją w tle… I do tego wyroby z dziczyzny zakrapiane domowymi nalewkami. Tak to można zaczynać sezon!
Wnioski
Muszę przyznać, że tradycja łowiecka jest mi całkowicie obca i raczej nie zostanę nagle dianą, mimo że świetnie spędziłam Hubertusa. Jestem jednak pod wrażeniem szacunku dla przyrody, jakiego doświadczyłam ze strony myśliwych i nierozłącznej więzi, jaka łączy ich ze zwierzyną. Po zadaniu miliona pytań podczas całego wieczora mam masę przemyśleń, jednak mój główny wniosek jest taki, że równowaga między człowiekiem i przyrodą istnieje, a myśliwi nie stoją na drodze do jej zburzenia bardziej niż “miastowi”.
A jakie są Wasze wrażenia?
Bardzo podoba mi się ten tekst. Czuję, że jest o czymś.
A przy okazji sporo się dowiedziałem – mimo, że rozumiałem o co chodzi w „Darz bór”, to np. odtrąbienie pokotu było mi całkiem obce.
Dzięki za znowu szerszy horyzont :)
Tomasz, dzięki. Fajnie, że Ci się podoba. Też czułam, że odkrywam nowe rzeczy słuchając o tych pokotach. BTW – Ufal stwierdził, że Twój komentarz brzmi jak sponsorowany ;)
Jak oni wyglądają na tym zdjęciu 6-m od góry jak na pogrzebie zabitych przez siebie zwierzaków obrzydliwe,a na pozostałych gęby też mają jakieś takie debilne bez sladów inteligencji.
Robert, myślę, że to trochę tak jest – taka refleksja nad zabitą zwierzyną. A jeśli chodzi o wyraz twarzy, to uważam, że można się pomylić oceniając czyjąś inteligencję po pierwszym wrażeniu. Myślę, że wśród myśliwych jest taki sam przekrój inteligencji jak w innych grupach.
Mylisz się a gdybyś była gruba to byś się grubo myliła,kto w dzisiejszych czasach zabija zwierzęta dla rozrywki???Nie odpowiadaj to pytanie retoryczne.
Robert, zrozum, że ja oddzielam ten wpis od moich przekonań. Staram się spojrzeć na myśliwych bez własnych emocji. Przyjrzeć się ich zachowaniom, posłuchać o tym, jaką co robią i dlaczego. Tylko dzięki temu mogę dowiedzieć się czegoś więcej. Jakbym się zabarykadowała od razu swoimi ekologicznymi przekonaniami, to bym tego wpisu nie napisała. Do te pory oceniałam łowiectwo w sposób czarno-biały, dzięki tej wizycie mogę spojrzeć szerzej, dowiedzieć się co innego oprócz polowania zajmuje im czas, co jest dla nich ważne, dlaczego polują, dlaczego dokarmiają i wyrobić sobie opinię na nowo. A raczej nieco skorygować tą, którą już posiadałam.
Mnóstwo osób polubiło ten post czyli nikt,dlaczego się pchasz między drzwi i dlaczego starasz się być obiektywna w sytuacji która wymaga zajęcia stanowiska,zamieszczasz zdjęcia zabitych zwierzat i na co liczysz?Albo jesteś za albo przeciw.A ja cóż,pozostanę w płytkim klimacie oceniania po wygladzie ale wybacz to po części mój zawód,odpowiedz na jedno podstawowe pytanie-Który z myśliwych ma na tyle szlachetną twarz aby zagrać Jezusa?
Zaglądam tu czasem, więc postanowiłem się dołączyć do ożywionej dyskusji, a że nie do końca się zgadzam z kolegą Robertem, to piszę co następuje:
Szanowny Robercie. Ja też nie jestem fanem myślistwa, nigdy też nie strzeliłbym do zwierzęcia. Ale chyba jednak warto mieć głowę choć trochę otwartą na poglądy odmienne od swoich. Warto także wiedzieć coś o przeciwniku, zanim się go zaatakuje. W przypadku myśliwych (takich prawdziwych) oznacza to m.in., że nie strzelają oni do wszystkiego co się rusza, ale do zwierząt, które do odstrzału (ogólnie do likwidacji) są przeznaczone, np. wściekłych lisów, do osobników chorych lub do zwierząt gatunków, które (chociażby przez ingerencję człowieka) zagrażają populacji innych gatunków (np. wspomniane lisy vs zające). W zimę dokarmiają oni zwierzęta, dbają o odbudowę i (niespodzianka!) zachowanie ginących gatunków. Można spokojnie powiedzieć, że bez myśliwych zwierzynie w polskich lasach byłoby znacznie gorzej (zaskakujące, ale uważam, że tak jest).
Jeśli zaś chodzi o ocenianie ludzi po wyglądzie, to polecam chociażby te oto fotografie paskudnych ryjów: ryj1, ryj2 oraz ryj 3. Ocenianie po wyglądzie nie jest chyba najlepszym sposobem poznania człowieka. Co by było gdyby oceniać ludzi po komentarzach w sieci ;) Moja pierwsza myśl była taka, że już wiem jakby to wyglądało, gdyby prezes Jarosław K. został szefem WWF ;) Pozdrawiam.